Związek Przedsiębiorców i Pracodawców z niepokojem przyjmuje liczne wypowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia, zapowiadające bardzo głębokie zmiany na polskim rynku aptecznym, które są realizacją głoszonych od lat postulatów korporacji aptekarskiej. Mogą one doprowadzić do załamania polskiego rynku aptek, wielomiliardowych wywłaszczeń i wzrostu cen leków.

W ostatnich publicznych wystąpieniach przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia resort deklaruje gotowość spełnienia postulatów, które od ponad 20 lat powtarzane są przez członków korporacji aptekarskiej, a dotyczą między innymi wprowadzenia zasady, że 51 proc. udziałów w każdej aptece posiadać musi farmaceuta, co jest realizacją zasady „apteka dla aptekarza”, reinterpretacji przepisów Prawa farmaceutycznego w kierunku zakazu przekroczenia 1% aptek w województwie oraz wprowadzenia znacznych ograniczeń w obrocie pozaaptecznym.

Należy przy tym zwrócić uwagę, że powyższe postulaty formułowane są od lat przez działaczy samorządu, którzy bardzo często są czynnymi przedsiębiorcami, prowadzącymi działalność gospodarczą na rynku aptecznym, a więc staną się beneficjentami postulowanych zmian mówi Marcin Nowacki, wiceprezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

Z dostępnych publicznie danych wynika, że władze korporacji aptekarskiej są zdominowane przez farmaceutów, którzy albo osobiście, albo za pośrednictwem członków rodziny, prowadzą apteki w ramach własnej działalności gospodarczej lub spółek osobowych. Występują zatem jednocześnie w roli regulatora rynku i jego uczestnika, a na dodatek potencjalnego beneficjenta. – Mamy więc do czynienia z ewidentnym konfliktem interesów.  Nie może być tak, by wąska grupa przedsiębiorców, pod płaszczykiem działalności samorządu zawodowego, dyktowała państwu przepisy korzystne dla swojego biznesu. Apelujemy do decydentów, by przestali ulegać naciskom tej grupy biznesowo-zawodowej, bo ucierpi na tym interes publiczny i pacjenci, narażeni na wzrost cen leków i zmniejszoną ich dostępność – dodaje Nowacki.

Stary–nowy problem

Problem wykorzystywania uprawnień samorządu do walki konkurencyjnej nie jest nowy. W przeszłości wielokrotnie dochodziło do nielegalnych prób ograniczenia konkurencji przez lobby aptekarskie.  Już w 1993 roku podejmowane były próby wprowadzenia wytycznych dla okręgowych izb aptekarskich, aby przy opiniowaniu wniosków o otwarcie nowych aptek preferować pewien typ aptek i przeciwdziałać powstawaniu placówek w bliskości już istniejących. Decyzją z 17 marca 1993 r. Urząd Antymonopolowy uznał, że okręgowe izby aptekarskie zawarły porozumienie monopolistyczne i nakazał izbom zaniechanie stosowania tej praktyki a rok później tę decyzję podtrzymał Sąd Antymonopolowy.

Ostatnie propozycje zmierzające do zamknięcia rynku aptecznego realizują w zasadzie te same partykularne interesy grupy przedsiębiorców związanych z samorządem aptekarskim. Zmieniły się tylko metody. Zamiast narażać się na interwencję organów antymonopolowych, bezpieczniej jest przeprowadzić pożądane zmiany rękami ustawodawcy, pod hasłem „uporządkowania rynku farmaceutycznego” oraz w imię rzekomego „dobra pacjenta”.

Apteka dla aptekarza

„Apteka dla aptekarza” to idea podnoszona przez korporację aptekarską od ponad 20 lat. Ostatnio znalazła ona wsparcie w Ministerstwie Zdrowia w zapowiedzi wprowadzenia zasady, że 51 proc. udziałów w każdej aptece posiadać musi farmaceuta, co jest de facto realizacją zasady „apteka dla aptekarza”. Aptekarz uzyskuje bowiem pakiet kontrolny nad spółką prowadzącą aptekę, ewentualny mniejszościowy właściciel nie ma w niej nic do powiedzenia.

Po raz pierwszy postulat „apteki dla aptekarza” trafił do ustawy o izbach aptekarskich w 1991 roku, ale został uznany przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodny z konstytucyjną zasadą ochrony własności i swobody gospodarczej.

O ile można zrozumieć dyskusję na ten temat w początkowym okresie tworzenia się naszego rynku aptecznego, o tyle zgłaszanie takiego postulatu dziś oznacza zamykanie oczu na rozwój rynku, jaki dokonał się w ostatnim ćwierćwieczu – mówi Marcin Nowacki.  Na początku lat 90., kiedy rozpoczęły się reformy polskiego rynku farmaceutycznego, przyjęto zasadę obowiązującą w większości krajów Europy, że właścicielem apteki może być każdy przedsiębiorca, bez względu na to, czy jest farmaceutą, czy nie. W wyniku tej decyzji, przez 25 lat wolnej Polski na rynku powstało  tysiące aptek, należących do nie-farmaceutów. – Czy nasze państwo chce po latach powiedzieć tym wszystkim ludziom, że nie mają prawa do dalszego rozwijania swojej działalności, tylko dlatego że psują biznes grupie właścicieli skupionej w samorządzie zawodowym? – pyta Nowacki.

Reinterpretacja przepisów o 1% aptek

Podobne kontrowersje budzi nacisk na reinterpretację przepisów Prawa farmaceutycznego o 1% aptek. Art. 99 ust. 3 PF stanowi, że nie wydaje się zezwolenia na prowadzenie apteki, jeżeli wnioskodawca (lub jego grupa kapitałowa) prowadzi już pewną liczbę aptek – 1 % w województwie. Można zastanawiać się, czy taki przepis od początku miał sens i czemu właściwie miał służyć. Próżno bowiem szukać podobnych ograniczeń na innych rynkach. Wszędzie obowiązuje ten sam próg dominacji, 40% udziału we właściwym rynku i to bez zakazu jego przekraczania, a jedynie wiążący się z nałożeniem na dominującego przedsiębiorcę szczególnych ograniczeń. Na tym tle rynek apteczny można uznać za „wyróżniony”, choć trudno odnaleźć inne powody tego „wyróżnienia” niż protekcjonizm.

Niezależnie od celowości wprowadzenia art. 99 ust. 3, przez lata było jasne – dla organów stosujących prawo i dla przedsiębiorców – że przepis ma na celu stabilizację liczby wydanych zezwoleń, zakazując wydawania nowych, natomiast pozostawia możliwość nabywania aptek, które już takie zezwolenia mają. W latach 2007-2008 Ministerstwo Zdrowia próbowało przeprowadzić nowelizację rozszerzającą art. 99 ust. 3 – z zakazu wydawania nowych zezwoleń, na zakaz przekraczania progu 1% w wyniku przejęć. Inicjatywa ta ostatecznie upadła.

Brak wprowadzenia przepisów o zakazie przekraczania progu 1% nie przeszkodził zainteresowanym w forsowaniu tezy, że zakaz ten i tak obowiązuje. Stały nacisk doprowadził w końcu do tego, że organy państwa w zeszłym roku przyjęły optykę korporacji aptekarskiej a organy inspekcji farmaceutycznej wszczęły postępowania w sprawie cofnięcia „nadmiarowych” zezwoleń. Łatwo wskazać beneficjentów tej zmiany. To właściciele aptek indywidualnych, skupieni w samorządzie zawodowym.

Obrót pozaapteczny

Innym polem żywej aktywności korporacji aptekarskiej jest radykalne ograniczenie możliwości zakupu poza apteką produktów leczniczych dostępnych bez recepty, czy to poprzez ograniczenie opakowań, czy też wycofanie wybranych substancji. Sama możliwość zakupu wybranych leków poza aptekami istnieje od początku obowiązywania Prawa farmaceutycznego, dotyczy tylko niektórych kategorii podstawowych leków w małych opakowaniach i jest uregulowana prawem, stąd też sugestie, jakoby odbywał się on w sposób niemalże dowolny, są ewidentnie fałszywe.

Nie mamy wiedzy, żeby dostępność tych preparatów poza aptekami zwiększała zagrożenie dla zdrowia Polaków – mówi prezes Nowacki. – Przeciwnie, pacjent może zaspokoić doraźną potrzebę zdrowotną w sytuacji, gdy nie może od ręki skorzystać z konsultacji lekarskiej, co jest szczególnie ważne w mniejszych miejscowościach, gdzie aptek nie ma lub otwarte są w określonych godzinach. Czy zatem rzeczywiście chodzi o dobro pacjenta? Czy może o zmonopolizowanie kolejnego strumienia sprzedaży podstawowych preparatów przez kanał apteczny?

Rachunek zysków i strat

ZPP przestrzega przed skutkami dalszego promowania interesów jednej grupy przedsiębiorców. Grozi to bowiem uzależnieniem wszystkich właścicieli aptek i ich pracowników od decyzji wąskiej grupy działaczy samorządowych. Choć samorząd aptekarski ma zgodnie z ustawą charakter samorządu zawodowego, nie gospodarczego, to jednak jego organy dysponują bardzo konkretnymi narzędziami wpływania na kształt rynku, idącymi dalej niż w przypadku jakiegokolwiek innego samorządu zawodowego w Polsce. Opiniują m.in. wnioski przedsiębiorców o zezwolenia na nowe apteki – to właśnie w związku z tym w ostatnim czasie wybuchła głośna sprawa prezesa jednej z okręgowych izb aptekarskich, skazanego za przyjęcie łapówki. Pieniądze miały być nagrodą za nakłonienie samorządu do zgody na otwarcie przez przedsiębiorcę kilku aptek na terenie działania izby. Obecnie samorząd aptekarski ubiega się o dalsze poszerzenie kompetencji, m.in. poprzez wprowadzenie wymogu zgody na zatrudnienie danego kierownika w aptece oraz prawo wizytacji aptek. Pomysły te oznaczają jeszcze dalej posuniętą ingerencję w działalność przedsiębiorców, które często są bezpośrednimi konkurentami osób zasiadających we władzach samorządu.

Obawiamy się, że promowane przez samorząd aptekarski zmiany zmierzają do pogłębienia i usankcjonowania istniejących patologii, wykorzystując do tego autorytet aktualnych rządów PiS z reprezentantami Ministerstwa Zdrowia na czele – mówi Marcin Nowacki. – Jako przestrogę możemy przywołać wydarzenia sprzed kilku lat, kiedy wprowadzano nową ustawę refundacyjną. Wszyscy pamiętamy ostry protest lekarzy z Porozumienia Zielonogórskiego. Nie wszyscy pamiętają jednak, że innym ogniskiem protestu był właśnie samorząd aptekarski. 12 stycznia 2012 r. Naczelna Izba Aptekarska wezwała aptekarzy do protestu, polegającego na odmowie realizacji recept wystawianych przez protestujących lekarzy. Potem Rada wezwała do zaostrzenia protestu, poprzez zamknięcie aptek w określonych godzinach. Co znamienne, w proteście nie wzięły wówczas udziału apteki sieciowe, za co zresztą były krytykowane przez działaczy samorządowych.

Wzmacnianie korporacji aptekarskiej, poprzez uleganie jej wpływom i oddanie całości rynku w ręce jej członków, doprowadzi do tego, że w przypadku próby wprowadzenia jakiejkolwiek regulacji niewygodnej dla samorządu, państwo zostanie skonfrontowane z oporem jednolitej grupy biznesowo–zawodowej, z której tym razem nikt już się nie „wyłamie”, z obawy przed szykanami.