Trzeba przyznać, że ostatnie 50 lat w historii medycyny to znaczny postęp w leczeniu katarakty. Ale pierwsze zabiegi usunięcia tego schorzenia przeprowadzano już tysiące lat wcześniej. Jak wtedy wyglądały próby leczenia zaćmy i jaki postęp poczyniła okulistyka od tego czasu?

Z pewnością znaczny. Ale nie od początku droga do sukcesu była usłana różami czy też – jak kto woli – udanymi operacjami na tak newralgicznym organie, jakim jest ludzkie oko.

Pierwsze operacje zaćmy

Sama nazwa tej choroby: katarakta, pozwala wnioskować, że interesowano się jej leczeniem już dawno temu. Słowo to pochodzi bowiem z języka greckiego i oznacza „wodospad”. Starożytni byli bowiem przekonani, że zaćmę powoduje spływająca z mózgu biała ciecz, która zalewa oko – podobnie jak spadająca z progów rzecznych woda Nilu. W starożytnej Babilonii zaczęto przeprowadzać już 3 tysiące lat temu prekursorskie próby leczenia zaćmy. Początki jednak tej odnogi medycyny mogą wydawać się jednak drastyczne: „operacje” przeprowadzane bez znieczulenia polegały na przesuwaniu zmętniałej soczewki w głąb gałki ocznej za pomocą… zwykłego szpikulca albo kawałkiem drewna. Efekt można łatwo przewidzieć: pacjent przez chwilę widział dobrze, ale wkrótce pojawiało się zakażenie i w końcu tracił wzrok bezpowrotnie. Bardziej „profesjonalnie”, choć równie ryzykownie, podchodził do tematu hinduski lekarz o imieniu Susruta. Wbijał on igłę z zagiętą końcówką z boku głowy pacjenta, dokładnie na wysokości oka, po czym przecinał więzadła chorej soczewki. Tak „poluzowana” osuwała się w dolną część gałki ocznej, na siatkówkę, a potem zwyczajnie wydmuchiwana była nosem przez chorego. „Wyleczone” w ten sposób oko wyparzano następnie ciepłym, klarowanym masłem i bandażowano do czasu zejścia opuchlizny. Kończyło się to jednak tak samo jak w przypadku leczenia w „wersji babilońskiej”: wzrok ulegał poprawie na kilka dni, po czym na skutek infekcji chory ślepł na zawsze.

Nowe czasy, nowe podejście

Aby wyjść z tego impasu, trzeba było jednego: rzetelnej wiedzy o budowie oka. Bez tego żadna, nawet wykonana w najbardziej jak na owe czasy profesjonalnych warunkach operacja nie miała szans się powieść. Na to jednak trzeba było poczekać aż do czasów renesansu. To właśnie wtedy pierwszy model ludzkiego oka dokładnie opisał sam Leonardo da Vinci. Natomiast jako pierwszy zmętniałą soczewkę usunął francuski lekarz Jacques Daviel w 1747 roku u pewnego malarza, któremu postępująca zaćma nie pozwalała uprawiać wyuczonego zawodu. Podczas zabiegu najpierw przeciął rogówkę chorego oka, odciął więzadełka utrzymujące soczewkę w pierwotnym miejscu, a następnie całą usunął. Jedynym minusem zabiegu było to, że pacjenci musieli nosić potem bardzo grube szkła zastępujące usunięty element, o mocy nawet +23 dioptrii. Ale fakt, że odzyskali zdolność widzenia, był bezcenny. Sukces Daviela w leczeniu zaćmy potwierdza fakt, że spośród 400 wykonanych przez niego operacji usunięcia katarakty jedynie 50 się nie powiodło. Jego metoda była więc jedyną „najbardziej” sprawdzoną i tym samym najczęściej stosowaną przez kolejne wieki.

Wiek XX przyniósł jednak kolejne, tym razem naprawdę przełomowe odkrycia w zakresie leczenia tego schorzenia. Co jednak najzabawniejsze w historii medycyny – równie przypadkowe jak wcześniejsze. W latach 40. ubiegłego wieku roku angielski okulista Harold Ridley operował wzrok jednego z brytyjskich lotników, uczestnika słynnej bitwy o Anglię. Mężczyzna miał poranione oczy przez odpryski pleksiglasu z rozbitego kokpitu samolotu, którym wówczas leciał. Jednak mimo że w gałce ocznej chorego znajdowało się ciało obce, to lekarz zaobserwował, że nie występuje odczyn zapalny w reakcji na taki materiał. To był impuls do zaprojektowania przez niego nowoczesnej jak na tamtej czasy i zarazem pierwszej sztucznej soczewki do ludzkiego oka. I mimo że pierwsze wszczepienie w 1949 r. takiej soczewki nie powiodło się, to jednak metodą prób i błędów starano się pracować nad doskonaleniem tej metody – w tym również mierzenia wady wzroku. – Prawdziwym jednak kamieniem milowym w historii leczenia zaćmy był wynalazek okulisty Charlesa Kelmana – mówi Tomasz Marzec, dyrektor handlowy w firmie One Day Clinic. – Podczas jednej wizyty u dentysty zdecydował się usunąć kamień z zębów. W trakcie zabiegu zaczął się zastanawiać, czy metodą ultradźwiękową, tą samą, którą oczyszcza się uzębienie z osadu, można by rozbić także chorą soczewkę w oku – bez żadnych negatywnych konsekwencji dla zdrowa. W ten sposób powstała metoda fakoemulsyfikacji, czyli rozbijania chorej soczewki oka ultradźwiękami: najbezpieczniejszy i zarazem najmniej inwazyjny sposób leczenia zaćmy, stosowany dziś w nowoczesnej chirurgii oka.

Ryzyko się (nie) opłaca

Jednak mimo sporego postępu nauki przez ostatnie pół wieku w chirurgii oka wciąż uciekano się często do bardzo drastycznych metod leczenia zaćmy. Za przykład niech posłużą tu operacje rodem znad Wisły, a dokładniej autorstwa dr. Tadeusza Krawicza (stosowana jeszcze w XX wieku). Za pomocą schłodzonych wcześniej narzędzi wyrywano soczewkę z oka pacjenta wraz z otulającą ją torebką. Kolejną, bardziej europejską – choć niekoniecznie humanitarną – „modą” było nacinanie rogówki i wyłuskiwanie zmętniałej soczewki na zewnątrz gałki ocznej. Te i inne metody wiązały się z jedną, bardzo niebezpieczną kwestią: lekarze jak najdłużej czekali z wykonaniem zabiegu. Wszystko przez to, że z czasem chora soczewka twardniała i tym samym łatwiej można było ją całą wyłuskać z rogówki. Efekt był taki, że pacjenci dłużej wracali do formy, a w trakcie długotrwałej rekonwalescencji musieli leżeć i unikać dźwigania ciężkich rzeczy przez wiele miesięcy. I o ile te techniki na Zachodzie przeszły już dawno do historii, to powszechnie stosowaną na Bliskim Wschodzie, czy w Indiach jest tzw. couching – czyli „przedłużona” technika wynaleziona przez wspomnianego już Jaques’a Daviela. Tak jak w starożytności, tak i dziś tamtejsi lekarze używają ostrych narzędzi, np. igły chirurgicznej, którymi przekłuwają rąbek rogówki lub twardówki. Zmętniałą soczewkę następnie przesuwają do dołu gałki ocznej, a samo oko ma wreszcie dostęp do promieni słonecznych. W momencie gdy pacjent zarejestruje jakieś kształty, ruch albo po prostu światło, lekarze kończą operację. Minusem tego zabiegu jest to, że pozbawiony własnej naturalnej soczewki chory musi stosować sztuczne szkła i to o bardzo dużej sile – rzecz jasna na zawsze.

Na szczęście to już historia (i zarazem nie „nasz”, polski rejon zainteresowań w kwestii chirurgii oka). Nowoczesne metody leczenia katarakty pomagają szybko i bezboleśnie, a co najważniejsze – skutecznie wyleczyć każdego chorego z tego schorzenia. Tym bardziej że operacja usunięcia zaćmy to obecnie najczęściej wykonywany zabieg na oku na świecie.